Pierwszy
cios zapamiętała doskonale. Może dlatego, że był to jeden z najmocniejszych
jakie otrzymała. Nie był to ani pouczający kopniak w lędźwie, ani ironiczny
policzek. Cios uczący życia. Podobny do życia, lżejszy od wyrzutów sumienia,
zwiastujący niezbyt świetlaną przyszłość. A jednak przyjęła go z godnością i
niejakim honorem. Natychmiast gdy zaciśnięta pięść spotkała się z delikatnym
jeszcze i niedoświadczonym policzkiem, cała jej osoba złożyła swoisty pokłon,
połączony nieznaną wówczas choreografią z nagłym opadnięciem na kolana. Ta
choreografia była doskonalsza niż jakiekolwiek znane jej dotąd układy. Ale ona
wolała, żeby to inni tańczyli w ten upokarzający sposób – nie ona. Ona kochała
widzieć bezradność, która odbijała się ostrym blaskiem w jej prawie granatowych, chłodnych
oczach.
Układ
wirował jej w głowie nawet teraz, gdy zaciskała powieki, żeby krew nie dostała
się do oczu. Nie zawsze jej dłonie wygrywały tę doskonałą melodię, do której
tańczyło inne ciało. Ona również musiała tańczyć. Czasem nawet podwójnie
boleśnie, gdy stawała się zbyt dumna. Ten specyficzny taniec, który wciąż miała
odkrywać, uczył pokory. Niczego więcej. Po nim nie stawała się ani bardziej
silna, ani bardziej wściekła, ani bardziej zdeterminowana. Tylko nieco bardziej
zdyscyplinowana. Bo to życie było jedną tylko szkołą przetrwania. O tym
najlepiej świadczyła szeroka blizna na nadgarstku.
Jej order w
walce o sprawiedliwość.
O
sprawiedliwość walczyła przecież każdego dnia. Walczyła. Dla siebie, dla córki
i dla Tego Kogoś, w górze, który jeszcze do tej pory nie pozwolił nikomu jej
zabić. I nie potrafiła się modlić, ale żegnała się przed każdym wyjściem z
domu. Zaciskała palce na medaliku, wbiegając po schodach z nadzieją, że jej
córka nadal śpi i nie płacze zostawiona sama na całą noc. Stojąc pod wysokim
blokiem, wznosiła oczy ku niebu, w rzeczywistości patrząc w okno swojego
mieszkanka, jakby chcąc się tym upewnić, że tam wszystko jest w porządku, a
mała śpi wtulona w ukochaną maskotkę.
Sprawiedliwość
nigdy nie dotykała ludzi z marginesu. Ani takich, którzy o nią walczyli.
Sprawiedliwość była wydzielana w gramach – jak narkotyki. I jedno i drugie było
w tej dzielnicy zakazane, ale nikt nie kwapił się przestrzegać zasad. Każdy
chciał walczyć – o pierwsze albo o drugie. Nikt nie walczył o dwie te pozornie różne
od siebie sprawy, jednocześnie.
Bardziej niż
ciosy w znaczeniu dosłownym, bolała świadomość, że nie była przykładną matką
dla swojej córki. Wymykając się w środku nocy, zostawiała czteroletnie dziecko
bez opieki. I ktoś mógłby wspomnieć o życzliwej sąsiadce, która zechciałaby od
czasu do czasu zająć się maleństwem. Ale tu babcie nie chodziły przybrane w
staromodne korale z plastikowych pereł, nie podpierały się struganymi, lakierowanymi
laskami i nie wygłaszały babcinych mądrości, nie dzieliły się z sąsiadkami
sernikiem, ani nie biegały, co 2 godziny do kościoła. Te specyficzne babcie
obserwowały świat zza nierzadko nieszczelnych okien, zastanawiając się nad
kolejną wymówką, dlaczego wnuka nie ma w domu, gdyby policja zrobiła najazd.
Sprawiedliwość
zależała tu od siły w pięściach. Od tego, jaki postrach, kto budził. I tym co taki strach budzili, żyło
się lepiej.
muszę powiedzieć to wprost: czuję się za głupia na to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńbo jest tak dojrzale napisane. wyważone słowa, odpowiednia ilość wszystkiego. to prostu piękne :)
Yy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Madyną. Też się czuję za głupia. Na to opowiadanie, na wszystko, co piszesz. Nie tylko na opowiadania. Na to, co mi mówisz. Piszesz. No, wiesz, o co chodzi.
Nie umiem pisać komentarzy. Szczególnie u Ciebie. Bo zawsze mam wrażenie, że nic, co napiszę, nie jest wystarczająco dobre, by być pod TAKIM rozdziałem. To jakoś do siebie nie pasuje.
Twoje piękne słowa i moje bezsensowne zlepki liter.
Nie wiem, co o tym myśleć, bo to jest dla mnie za mądre. Za poważne. Za piękne.
I pewnie stwierdzisz, że gadam głupoty, jak zwykle, ale ja wiem swoje. I powiem tylko, że chciałabym umieć pisać w połowie tak dobrze, jak Ty.
Dziękuję.
I niby nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe, ale mimo wszystko nie widzę powodu, żeby jej nie szukać. Podobno ten, kto szuka, zawsze znajduje. Szkoda tylko, że czasem nie da się szukać łatwo, prosto i bezboleśnie, tylko trzeba przedzierać się przez życie używając przy tym łokci.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony szkoda, ale z drugiej podziw i szacunek dla tych, którzy mają na to siłę.
Pozdrawiam.
[droga--do--gwiazd]
[mwiniarski]